Jakiś czas temu ukazała się książka Leszka Szymowskiego pt. „Nieautoryzowana biografia Zbigniewa Ziobry” z przedmową Stanisława Michalkiewicza. Na spotkaniu autorskim, autor zaznajomił czytelników z treścią książki, ale także zwrócił uwagę na bardzo ważną kwestię. Oświadczył on bowiem, iż z powodu tej biografii był inwigilowany, oskarżony o szantażowanie głównego bohatera, tj. Z. Ziobry, jak również proponowano autorowi pieniądze za wstrzymanie ww. publikacji, a nawet groziła mu odsiadka w więzieniu, między innymi za rzekomy handel narkotykami. Jednym słowem, próbowano nie dopuścić do wydania tej książki.
I właśnie o tym będzie dzisiejszy wpis. Inwigilacja, cenzura, zastraszanie i szantaż – to może spotkać każdego bez wyjątku, jeśli tylko ośmieli się mówić lub pisać na tematy drażliwe (takie jak np. polityka, kartele farmaceutyczne, szczepionkarstwo, Żydzi), niewygodne dla jakiejś grupy lub niepoprawne politycznie.
Chciałbym na wstępie oświadczyć, że dzisiejszy wpis nie służy promocji ww. biografii, gdyż nie mając jej w rękach, nie zapoznawszy się z nią, nie mogę jej ocenić. Daleki również jestem od oceny pracy ministra (nie)sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobry, czy też jego politycznej działalności w przestrzeni publicznej, ponieważ nie jest on bohaterem mojego wpisu. Chciałem się tylko posłużyć tym przykładem, aby wskazać nienormalną, groźną, wręcz patologiczną sytuację, która miała miejsce przed wydaniem tej biografii, o czym opowie sam autor książki, Leszek Szymowski.
Czy autor mówi prawdę? Wydaje mi się, że nie miał powodów, żeby okłamywać czytelników i polskie społeczeństwo, a wypowiedź jego traktuję jako formę spowiedzi, zabezpieczenie się na przyszłość oraz ostrzeżenie tych wszystkich, którzy zechcą poruszyć niebezpieczne, śliskie tematy w swoich pracach. Nie tylko Leszek Szymowski zrobił to publicznie, robią tak coraz częściej dziennikarze, pisarze, właściciele czy pracownicy wolnych mediów, a nawet zwykli obywatele czujący się zagrożeni, występujący przed kamerą i oświadczający swoim widzom:
„Chcę oświadczyć, że jestem zdrowy na ciele i umyśle. Nie mam myśli samobójczych, nie wybieram się w najbliższym czasie zagranicę. Nie używam narkotyków…” i tak dalej, i tak dalej…
Trudno się w końcu dziwić, skoro to zagrożenie jest realne. Niezależne, wolne media, ludzie mówiący prawdę są atakowani przez CBA i ABW, napada się na nich, przeszukuje studia, niszczy sprzęt, szuka kompromitujących materiałów.
U kogo zainstalowano w międzyczasie podsłuch? Komu podłożono „świnię”? Kogo w ten sposób zastraszono? Komu wyrwano jedyną broń, jaką mieli do walki z terrorem, czyli słowo?
„Nie próbujcie mnie zastraszyć, bo ja się nie boję. Nawet możecie mnie zabić, też się nie boję. Ktoś musi w tym kraju mieć odwagę powiedzieć, co się dzieje…” – mówi Marcin Bustowski, ujawniający truciznę w mięsie.
O truciźnie w mięsie, dodatek do pasz
Co się dzieje w tym kraju? Czy to jeszcze Polska? A może to już Polin albo Nowy Izrael?
Czy nadszedł już czas, żeby przekuć lemiesze na miecze? Czy jeszcze cierpliwie się temu przyglądać?
Oto krótka, zachęcająca do obejrzenia transkrypcja zamieszczonego poniżej filmu, z moim skromnym komentarzem na samym końcu.
FILM ZOSTAŁ USUNIĘTY Z YT. CENZURA?
Grzegorz Braun (fragment wstępu):
Polskie życie publiczne jest życiem utajonym, ponieważ biorą w nim udział ludzie bez biografii. Zdawałoby się, że w normalnych, dojrzałych bądź też dojrzewających demokracjach półki księgarskie powinny się uginać od biografii osób w państwie pierwszych, drugich, a nawet piątych. Nie w post PRL-u.
Tutaj trwa to całe lata, dekady. Najczęściej dopiero po przeniesieniu się „delikwenta” na tamten świat możemy przeczytać poważną, źródłową, naukową biografię […] Wojciech Jaruzelski był wyjątkiem. Doczekał się takich więcej prób biograficznych jeszcze za życia, ale obóz władzy, czy też grupa trzymająca aktualnie władzę w Warszawie to są ludzie, którzy do tej pory bywali najczęściej auto narratorami własnych biografii, i to oni najczęściej uchylali rąbków tajemnicy, oni najczęściej mieli ten luksus, jakim jest swobodne opowiadanie własnej ścieżki życiowej. Prezentacja, auto prezentacja, nienarażona na konfrontacje z jakimiś pracami badawczymi, czy też rezultatami pracy solidnego dziennikarza.
I oto Leszek Szumowski dokonuje spektakularnego wyłomu, w tym może przemilczenia i przekłamania, daje nam biografię obecnego ministra niesprawiedliwości, który przecież, warto to przypomnieć, był typowany na dziedzica, następcę, delfina, tego, który miał brać schedę po prezesie, premierze, naczelniku… To się z różnych przyczyn pewnie udać nie mogło, być może ta książka przynosi część odpowiedzi na to pytanie…
Leszek Szymowski (autor książki)
Ja się cieszę, że w ogóle mogę z państwem dzisiaj rozmawiać, bo ta książka jest na rynku od kilku dni, i te dwa tygodnie przed datą, kiedy ona trafiła do empików, były dla mnie dość trudne. Tutaj taka ciekawostka z życia, z kulisów IV RP, mianowicie ktoś, nie wiem kto, ale wiele wskazuje, tropy tutaj wskazują do głównego bohatera tej książki, że postanowił wsadzić mnie do kryminału.
Jak to zrobiono? Centralne biuro antykorupcyjne oraz agencja bezpieczeństwa wewnętrznego wszczęły sprawy, dwie sprawy, po jednej z każdej z tych instytucji dotyczących mojej osoby, których celem było udowodnienie, że szantażuję ministra sprawiedliwości, żądając od niego półtora miliona złotych za niepublikowanie tej książki.
Skąd te instytucje wzięły taką informację? Od pewnego, byłego pracownika telewizji polskiej, pana G., kolegi, który prywatnie jest kolegą małżonki pana Ziobry. Który poszedł do… z taką rewelacją. Nie wiem, skąd on tę rewelację wziął. Po czym pani Kotecka poszła do jednej i do drugiej służby. Każda z tych służb wszczęła sprawy. Słuchano moich telefonów z takim zagęszczeniem, aż telefon przerywał mi połączenia, kiedy dzwoniłem.
Ponieważ ja mam swoje jakieś tam źródła informacji w służbach specjalnych i w polityce, i to myślę, że całkiem niezłe, to kolega mój zaufany, wieloletni znajomy, wysokiej rangi oficer centralnego biura śledczego zadzwonił do mnie, takim kanałem powiedzmy, którego się nie da podsłuchać, takim tylko naszym… Mówi do mnie: „Słuchaj, przyjedź w to miejsce, co zawsze”. Umówiliśmy się chyba na pierwszą. Ja przyjeżdżam, on pokazuje mi dokument. Mówi: „Popatrz, przeczytaj sobie”.
To była notatka sporządzona przez oficera centralnego biura śledczego zarządu w Warszawie, z gangsterem, członkiem zorganizowanej grupy przestępczej, który siedział w areszcie. I z tej notatki wynikało, że on w zamian za współpracę, za złagodzenie kary, będzie ujawniał, z kim handlował narkotykami. Wymieniał tam jakieś nazwiska, pseudonimy głównie ze świata przestępczego, część mi znana, część nie. Ja tak patrzę, przeczytałem tę notatkę i mówię: „Słuchaj, ale po co mi to dajesz?”. A on mówi: „Teraz sobie przeczytaj drugą notatkę”.
Druga od pierwszej różniła się tylko jedną rzeczą. Mianowicie w gronie tych osób znalazło się moje nazwisko. Tych, z którymi handlował. Handlował w nieustalonym czasie, w nieustalonym miejscu, z nieustalonymi osobami, na szkodę nieustalonych osób. Zadrżałem wtedy, opisuję to państwu w książce. Ciśnienie to mi chyba skoczyło do czterystu, no bo jeżeli by ten facet to zeznał na protokół, to już do mnie o szóstej rano wpadłaby jakieś służby i pewnie poszedłbym siedzieć. A jeśli jeszcze by się okazało, że znaleziono by drugiego w innym areszcie, który zeznawałby, że rzeczywiście, sam nie słyszał, ktoś mu mówił, ale nie wiadomo kto, że chciałem pół miliona od pana Ziobry wyłudzić… Mówiąc, niezła sztuka półtorej bańki od pana Ziobry wyłudzić… To pewnie dzisiaj zamiast rozmawiać tutaj z państwem w tak zacnym gronie, siedziałbym sobie w kryminale pod zarzutami takimi, jakich jest dużo.
Ostatecznie mój kolega, z którym mam relacje bardziej przyjacielskie, niż koleżeńskie powiedział: „Słuchaj, będę trzymał rękę na pulsie i w razie czego cię ostrzegę”. Mamy swój sposób komunikowania się. To było jedno z takich zdarzeń.
Drugie to te operacje wszczęte przez CBA i ABW, gdzie po tych zeznaniach, donosach w zasadzie, pana G. i pani Koteckiej, uruchomiono całą lawinę techniki operacyjnej, czyli podsłuchy telefoniczne, czyli kontrola korespondencji, kontrola e-maili. Postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście jestem podsłuchiwany, jakiś taki dowód na to zdobyć. Pomyślałem, że pewnej prowokacji dokonam. Zadzwoniłem do mojej siostry i mówię takim bełkotliwym głosem: „Haneczko, kochanie, muszę ci coś powiedzieć. Jestem strasznie pijany, wsiadłem do samochodu, nie mogę wytrzymać. Nie wiem, jak dojadę, bo boję się, że mnie złapią”. Nagadałem takich głupot, chyba przez trzydzieści sekund.
Niecała minuta minęła, a już widzę za sobą radiowóz na kogutach. Zajeżdżają mi drogę, dwóch sympatycznych panów: „Dzień dobry, zapraszamy, proszę dmuchać”. Ja dmucham, a tam 0.0. Facet mówi: „Ale jak to, przecież pan jest pijany”. Pytanie, skąd on to wiedział, skoro widzieliśmy się pierwszy raz.
Równolegle zaczęto mi przysyłać różnych prowokatorów. Jedną agencję piarowską, która mi wprost złożyła propozycję: „Słuchaj, my ci za odstąpienie od publikacji tej książki zapłacimy kwotę…”. Tutaj duża kwota padła. „Płatnikiem będzie spółka skarbu państwa”. Gdybym wierzył w prokuraturę, w sądy, w praworządność, zawiadomiłbym prokuraturę, bo przecież to jest ewidentne przestępstwo próby defraudacji państwowych pieniędzy, jako forma przekroczenia uprawnień, no nie wiadomo przez kogo, bo jeszcze nie zapytałem z grzeczności, z czyjego polecenia ten właściciel agencji piarowskiej, ale bardzo znanej, do mnie przychodzi.
Wiem od moich znajomych, do których różni ludzie dzwonili i się zgłaszali z potrzebą wydobycia jakiejś wiedzy na mój temat. Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy, jak już dowiedziałem się od wydawcy mojej książki, pana Krzysztofa Sobieraja, który od lat wydaje tylko dwóch autorów. Mnie i Waldemara Łysiaka, że już ta książka trafiła do księgarń. Dowiedziałem się tego trzy dni temu i mam święty spokój, przynajmniej te działania jakoś zelżały.
To taka ciekawostka, że jak się dowiedziałem, ale to z pewnych źródeł w swoich służbach, to w CBA tę operację dotyczącą inwigilacji mnie, prowadził osobiście wiceszef biura, pan Ocieczek, a w ABW wiceszef agencji, pan Loba, czyli już tak wysoko, że w zasadzie wyżej już być nie może.
Jak już książka wyszła, wysłałem listy polecone do tych panów z prośbą o zakończenie tej kontroli operacyjnej, poinformowanie mnie o wynikach. Oni zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego mają 14 dni na udzielenie mi odpowiedzi. Jestem bardzo ciekaw, co mi odpowiedzą. Jeszcze nie minęło.
· · ·
Iluzja
Żyjemy w czasach wielkiej mistyfikacji, gdzie wolność, prawo, sprawiedliwość, uczciwość, honor to puste terminy, gdzie silniejsi, mający więcej władzy i pieniędzy piszą pod publikę scenariusze, gdzie manipulatorzy, iluminaci systemu kłamstwa kreują społeczeństwu fałszywą rzeczywistość. Gdzie fałsz nazywa się prawdą, a prawdę zowie się fałszem.
Globalny terroryzmem
Żyjemy w świecie globalnego terroryzmu. Terroryzmu rządowego, partyjnego, korporacyjnego. To nie hodowcy kóz z karabinami w rękach, z bombami w reklamówkach czy komputerowi hakerzy są rzeczywistymi terrorystami, lecz ludzie ze świata polityki i biznesu, osobniki zajmujące wysokie urzędy w państwie, zasiadający w zarządach największych korporacji i banków. Bez poparcia i funduszy tychże instytucji, terroryzm, ten na dole, ten widoczny, ten, który nam się pokazuje w mediach, umarłby śmiercią naturalną, albowiem bez pieniędzy nie kupi się broni, amunicji, bez pomocy wpływowych osób nie przeprowadzi się skomplikowanych, zaplanowanych na wielką skalę działań.
Handel narkotykami, narządami, kobietami i dziećmi, te przynoszące olbrzymie pieniądze branże istnieją wyłącznie dzięki tymże politycznym i finansowym mafiom. Trzeba być doprawdy naiwnym, żeby uwierzyć w bajeczkę o nieuchwytnych przestępcach, być istotą niemyślącą, żeby nie uzmysłowić sobie, jak wielką przewagę nad bandytami mają państwa jako zbiorowiska skupiające w sobie służby specjalne porozsiewane po całym świecie, tajne agencje rządowe i pozarządowe, policję i wojsko wspierane zaawansowaną technologią. Gdyby rzeczywiście chciano raz na zawsze pozbyć się przestępczości zorganizowanej i uruchomiono tę olbrzymią, wszechświatową maszynerię przeciwko bandytom, to taka walka potrwałaby zaledwie kilka miesięcy, bo nie byłoby z kim dłużej walczyć.
Niestety jak pokazuje rzeczywistość, jak ujawniają od czasu do czasu media, nierzadko w przestępczą działalność zamieszani są ludzie z pierwszych stron gazet. Politycy, biznesmeni, a nawet armia Stanów Zjednoczonych (przemyt narkotyków, handel kobietami i dziećmi). Jak wobec tego my, zwykli ludzie, pozbawieni odpowiednich środków i narzędzi do walki z bandziorami, mamy poradzić sobie z tymi patologiami, skoro swój początek biorą w grupach sprawujących władzę? Przecież sami na siebie nie będą donosić. Dobrowolnie nie zrezygnują z kury znoszącej złote jaja.
Straszenie terroryzmem, czyli narzędzie propagandy
Przypatrzmy się światowym rządom. Posłuchajmy wypowiedzi polityków, którzy rozpowiadają za pomocą mediów, że walczą z terroryzmem, z cyberprzestępczością, a tymczasem za naszymi plecami, wdrażają nowoczesne technologie służące inwigilacji, mające na celu kontrolowanie społeczeństwa, uchwalający ustawy pozwalające w każdej chwili wtargnąć służbom specjalnym do czyjegoś domu, przeszukać go i zatrzymać jego mieszkańców pod pretekstem walki z terroryzmem.
A więc każdy z nas, najmniej winny, najbardziej uczciwy człowiek z dnia na dzień może zostać terrorystą lub przestępcą, np. handlarzem narkotyków, tajnym agentem obcych mocarstw, czy też w przypadku mężczyzn – pedofilem – albo ostatecznie niezrównoważonym psychicznie człowiekiem, co pozwala „władzy” w świetle prawa odizolować wariata od zdrowego społeczeństwa. A dowody? Każdy dowód można spreparować, a odpowiedniego świadka kupić, czy to za pieniądze, czy też za obietnicę, np. wcześniejszego wyjścia z więzienia (w przypadku „świadka”-więźnia).
Stawanie się terrorystą
Aby stać się terrorystą, przestępcą lub wariatem wystarczy być uczciwym człowiekiem i głosić prawdę, mówić o rzeczach niewygodnych partiom rządzących, a nawet być patriotą z krwi i kości, a więc bronić słowem lub czynem swojej ojczyzny i swoich ziomków. Są bowiem na świecie, jak się okazuje, równi i równiejsi, np. narody uprzywilejowane, na które nie można powiedzieć złego słowa, i te, po których można deptać i pluć na nie. Jeśli należycie do tych pierwszych to czujcie się bezpiecznie, wszelkie media Wam sprzyjają, a grupy rządzące są Wam przychylne, jeśli zaś do drugich to jesteście potencjalnymi terrorystami, których należy obserwować, a kiedy zajdzie taka potrzeba, usunąć w taki czy w inny sposób. Np. zamknąć w więzieniu, w zakładzie dla obłąkanych, albo upozorować nieszczęśliwy wypadek, albo ostatecznie pomóc Wam w samobójstwie… to zawsze w modzie i, nierzucające na nikogo podejrzeń.
Elektroniczni judasze
Niewiele jest dziś elektronicznych urządzeń, szczególnie telefonów, komputerów i tabletów, które nie miałyby wbudowanych urządzeń lub programów szpiegujących. Włączające się samoczynnie mikrofony i kamery, archiwizujące nasze dane dyski twarde, furtki w oprogramowaniu służące „rządowym” hakerom do włamań bez naszej wiedzy, to coś tak normalnego, tak oczywistego, że aż strach pomyśleć, jak mało osób zdaje sobie z tego sprawę. A przecież chwalą się tym publicznie nawet służby amerykańskie i izraelskie, tłumacząc się oczywiście walką z terroryzmem, podczas gdy…
Gdy inwigilowany jest uczciwy człowiek.
Ktoś zapewne powie: „Skoro uczciwy, to przecież nie ma nic do ukrycia”, ale nie oznacza to jeszcze, że ma coś do pokazania. Coś, czym chciałby się dzielić z podglądaczami. Nie oznacza to również, że wolno bezkarnie kogokolwiek śledzić, rejestrować jego rozmowy, filmować jego prywatne życie, zbierać o nim wszelkie dane, które mogą zostać w przyszłości wykorzystane przeciwko niemu w jakimś nieuczciwym celu. Bo przecież nieuczciwy podglądacz nie może być uczciwym człowiekiem (organizacją), a zatem wszystkiego można się po nim spodziewać.
Najstraszniejsze jest jednak to, że ludzie zostali już tak bardzo zmanipulowani przez szerzącą się propagandę wszelkich grup terrorystycznych, że co niektórzy uwierzyli w słuszność inwigilacji i dobrowolnie zgodzili się oddać część swojej wolności w imię fałszywej idei bezpieczeństwa. Pozwalają się nawet czipować. Ilu zaczipowanych legalnie i nielegalnie ludzi poddawanych jest ciągłej kontroli ciała i umysłu? Trudno powiedzieć. Przyszłość pewnie kiedyś poda te cyfry i świat się o tym dowie, ale wtedy może być już za późno…
· · ·
Ukazany we wpisie przykład dotyczący książki o Zbigniewie Ziobrze, ministrze (nie)sprawiedliwości, ukazuje nam, jak niebezpiecznym zajęciem może być dziennikarstwo czy pisarstwo w ogóle. Jak groźne mogą być konsekwencje głoszenia prawdy oraz w jaki sposób System się broni i jakich środków używa, żeby zatuszować niewygodne fakty.
Może byłoby to nieistotne, gdyby działo się to wszystko za oceanem, na obcym kontynencie, ale te rzeczy dzieją się w Polsce. W kraju, w którym podobno (tak głosi propaganda) ludzie będący u sterów kierują się patriotyzmem i sprawiedliwością. W kraju, z którego wyszło wielu wybitnych ludzi. W kraju, który tyle wycierpiał i dla wolności którego umierali w boju nasi przodkowie. Ciekaw jestem co oni sobie teraz myślą, patrząc gdzieś tam z góry, na zepsucie moralne polityków, na przekupnych urzędników, na szkodników polskich i całą tę swołocz klasy rządzącej, wywodzącej się z proletariatu i nierzadko o niepolskich korzeniach?
Ilu z tych tzw. obywateli polskich, zajmujących ważne urzędy w kraju, z ręką na sercu i publicznie może się pochwalić polskim rodowodem, powiedzieć odważnie jestem Polakiem z dziada pradziada, a do tego patriotą i prędzej zginę, niż oddam swoją ojczyznę na pastwę obcych nacji i wrogów Polski.
Sądzę, że takich uczciwych, wręcz bohaterskich i godnych zaufania urzędników państwowych jest jak na lekarstwo, bo po pierwsze, większość z nich to farbowane lisy podszywające się pod prawdziwych Polaków, a po drugie… „po owocach ich poznacie”… A niestety owoce, które od wielu, wielu lat wydają, są przegniłe i mają posmak piołunu…
Bo chore drzewo nigdy, przenigdy nie wyda zdrowych owoców. A z chwastem walczy się za pomocą kosy, a nie pielęgnuje go i wierzy naiwnie, że pewnego dnia zrodzi rajskie jabłko.
Materiał połączony: Ja, czyli kto?
Radomir Gelhor