Minister (nie)sprawiedliwości

Ja­kiś czas temu uka­za­ła się książ­ka Lesz­ka Szy­mow­skie­go pt. „Nie­au­to­ry­zo­wa­na bio­gra­fia Zbi­gnie­wa Zio­bry” z przed­mo­wą Sta­ni­sła­wa Mi­chal­kie­wi­cza. Na spo­tka­niu au­tor­skim, au­tor za­zna­jo­mił czy­tel­ni­ków z tre­ścią książ­ki, ale tak­że zwró­cił uwa­gę na bar­dzo waż­ną kwe­stię. Oświad­czył on bo­wiem, iż z po­wo­du tej bio­gra­fii był in­wi­gi­lo­wa­ny, oskarżony o szan­ta­żo­wa­nie głów­ne­go bo­ha­te­ra, tj. Z. Zio­bry, jak rów­nież pro­po­no­wa­no au­to­ro­wi pie­nią­dze za wstrzy­ma­nie ww. pu­bli­ka­cji, a na­wet gro­zi­ła mu od­siad­ka w wię­zie­niu, mię­dzy in­ny­mi za rze­ko­my han­del nar­ko­ty­ka­mi. Jed­nym sło­wem, pró­bo­wa­no nie do­pu­ścić do wy­da­nia tej książ­ki. 

I wła­śnie o tym bę­dzie dzi­siej­szy wpis. In­wi­gi­la­cja, cen­zu­ra, za­stra­sza­nie i szan­taż – to może spo­tkać każ­de­go bez wy­jąt­ku, je­śli tyl­ko ośmie­li się mó­wić lub pi­sać na te­ma­ty draż­li­we (ta­kie jak np. po­li­ty­ka, kar­te­le far­ma­ceu­ty­czne, szcze­pion­kar­stwo, Ży­dzi), nie­wy­god­ne dla ja­kiejś gru­py lub nie­po­praw­ne po­li­tycz­nie.

Chciał­bym na wstę­pie oświad­czyć, że dzi­siej­szy wpis nie słu­ży pro­mo­cji ww. bio­gra­fii, gdyż nie ma­jąc jej w rę­kach, nie za­po­znaw­szy się z nią, nie mogę jej oce­nić. Da­le­ki rów­nież je­stem od oce­ny pra­cy mi­ni­stra (nie)spra­wie­dli­wo­ści, Zbi­gnie­wa Zio­bry, czy też jego po­li­tycz­nej dzia­łal­no­ści w prze­strze­ni pu­blicz­nej, po­nie­waż nie jest on bo­ha­te­rem mo­je­go wpi­su. Chcia­łem się tyl­ko po­słu­żyć tym przy­kła­dem, aby wska­zać nie­nor­mal­ną, groź­ną, wręcz pa­to­lo­gicz­ną sy­tu­ację, któ­ra mia­ła miej­sce przed wy­da­niem tej bio­gra­fii, o czym opo­wie sam au­tor książ­ki, Le­szek Szy­mow­ski.

Czy au­tor mówi praw­dę? Wy­da­je mi się, że nie miał po­wo­dów, żeby okła­my­wać czy­tel­ni­ków i pol­skie spo­łe­czeń­stwo, a wy­po­wiedź jego trak­tu­ję jako for­mę spo­wie­dzi, za­bez­pie­cze­nie się na przy­szłość oraz ostrze­że­nie tych wszyst­kich, któ­rzy ze­chcą po­ru­szyć nie­bez­piecz­ne, śli­skie te­ma­ty w swo­ich pra­cach. Nie tyl­ko Le­szek Szy­mow­ski zro­bił to pu­blicz­nie, ro­bią tak co­raz czę­ściej dzien­ni­ka­rze, pi­sa­rze, wła­ści­cie­le czy pra­cow­ni­cy wol­nych me­diów, a na­wet zwy­kli oby­wa­te­le czu­ją­cy się za­gro­że­ni, wy­stę­pu­ją­cy przed ka­me­rą i oświad­cza­ją­cy swo­im wi­dzom:

Chcę oświad­czyć, że je­stem zdro­wy na cie­le i umy­śle. Nie mam my­śli sa­mo­bój­czych, nie wy­bie­ram się w naj­bliż­szym cza­sie za­gra­ni­cę. Nie uży­wam nar­ko­ty­ków…” i tak da­lej, i tak da­lej…

Trud­no się w koń­cu dzi­wić, sko­ro to za­gro­że­nie jest re­al­ne. Nie­za­leż­ne, wol­ne me­dia, lu­dzie mó­wią­cy praw­dę są ata­ko­wa­ni przez CBA i ABW, na­pa­da się na nich, prze­szu­ku­je stu­dia, nisz­czy sprzęt, szu­ka kom­pro­mi­tu­ją­cych ma­te­ria­łów.

U kogo za­in­sta­lo­wa­no w mię­dzy­cza­sie pod­słuch? Komu pod­ło­żo­no „świ­nię”? Kogo w ten spo­sób za­stra­szo­no? Komu wy­rwa­no je­dy­ną broń, jaką mie­li do wal­ki z ter­ro­rem, czy­li sło­wo?

Nie pró­buj­cie mnie za­stra­szyć, bo ja się nie boję. Na­wet mo­że­cie mnie za­bić, też się nie boję. Ktoś musi w tym kra­ju mieć od­wa­gę po­wie­dzieć, co się dzie­je…” – mówi Mar­cin Bu­stow­ski, ujaw­nia­ją­cy tru­ci­znę w mię­sie.

www O tru­ciź­nie w mię­sie, do­da­tek do pasz

Co się dzieje w tym kraju? Czy to jesz­cze Pol­ska? A może to już Po­lin albo Nowy Izra­el?

Czy nad­szedł już czas, żeby prze­kuć le­mie­sze na mie­cze? Czy jesz­cze cier­pli­wie się temu przy­glą­dać?

Oto krót­ka, za­chę­ca­ją­ca do obej­rze­nia trans­kryp­cja za­miesz­czo­ne­go poni­żej fil­mu, z moim skromnym ko­men­ta­rzem na sa­mym koń­cu.

www FILM ZOSTAŁ USUNIĘTY Z YT. CENZURA?

Grze­gorz Braun (fragment wstępu):

Pol­skie ży­cie pu­blicz­ne jest ży­ciem uta­jo­nym, po­nie­waż bio­rą w nim udział lu­dzie bez bio­gra­fii. Zda­wa­ło­by się, że w nor­mal­nych, doj­rza­łych bądź też doj­rze­wa­ją­cych de­mo­kra­cjach pół­ki księ­gar­skie po­win­ny się ugi­nać od bio­gra­fii osób w pań­stwie pierw­szych, dru­gich, a na­wet pią­tych. Nie w post PRL-u.

Tu­taj trwa to całe lata, de­ka­dy. Naj­czę­ściej do­pie­ro po prze­nie­sie­niu się „de­li­kwen­ta” na tam­ten świat mo­że­my prze­czy­tać po­waż­ną, źró­dło­wą, na­uko­wą bio­gra­fię […] Woj­ciech Ja­ru­zel­ski był wy­jąt­kiem. Do­cze­kał się ta­kich wię­cej prób bio­gra­ficz­nych jesz­cze za ży­cia, ale obóz wła­dzy, czy też gru­pa trzy­ma­ją­ca ak­tu­al­nie wła­dzę w War­sza­wie to są lu­dzie, któ­rzy do tej pory by­wa­li naj­czę­ściej auto nar­ra­to­ra­mi wła­snych bio­gra­fii, i to oni naj­czę­ściej uchy­la­li rąb­ków ta­jem­ni­cy, oni naj­czę­ściej mie­li ten luk­sus, ja­kim jest swo­bod­ne opo­wia­da­nie wła­snej ścież­ki ży­cio­wej. Pre­zen­ta­cja, auto pre­zen­ta­cja, nie­na­ra­żo­na na kon­fron­ta­cje z ja­ki­miś pra­ca­mi ba­daw­czy­mi, czy też re­zul­ta­ta­mi pra­cy so­lid­ne­go dzien­ni­ka­rza.

I oto Le­szek Szu­mow­ski do­ko­nu­je spek­ta­ku­lar­ne­go wy­ło­mu, w tym może prze­mil­cze­nia i prze­kła­ma­nia, daje nam bio­gra­fię obec­ne­go mi­ni­stra nie­spra­wie­dli­wo­ści, któ­ry prze­cież, war­to to przy­po­mnieć, był ty­po­wa­ny na dzie­dzi­ca, na­stęp­cę, del­fi­na, tego, któ­ry miał brać sche­dę po pre­ze­sie, pre­mie­rze, na­czel­ni­ku… To się z róż­nych przy­czyn pew­nie udać nie mo­gło, być może ta książ­ka przy­no­si część od­po­wie­dzi na to py­ta­nie…

Le­szek Szy­mow­ski (autor książki)

Ja się cie­szę, że w ogó­le mogę z pań­stwem dzi­siaj roz­ma­wiać, bo ta książ­ka jest na ryn­ku od kil­ku dni, i te dwa ty­go­dnie przed datą, kie­dy ona tra­fi­ła do em­pi­ków, były dla mnie dość trud­ne. Tu­taj taka cie­ka­wost­ka z ży­cia, z ku­li­sów IV RP, mia­no­wi­cie ktoś, nie wiem kto, ale wie­le wska­zu­je, tro­py tu­taj wska­zu­ją do głów­ne­go bo­ha­te­ra tej książ­ki, że po­sta­no­wił wsa­dzić mnie do kry­mi­na­łu.

Jak to zro­bio­no? Cen­tral­ne biu­ro an­ty­ko­rup­cyj­ne oraz agen­cja bez­pie­czeń­stwa we­wnętrz­ne­go wsz­czę­ły spra­wy, dwie spra­wy, po jed­nej z każ­dej z tych in­sty­tu­cji do­ty­czą­cych mo­jej oso­by, któ­rych ce­lem było udo­wod­nie­nie, że szan­ta­żu­ję mi­ni­stra spra­wie­dli­wo­ści, żą­da­jąc od nie­go pół­to­ra mi­lio­na zło­tych za nie­pu­bli­ko­wa­nie tej książ­ki.

Skąd te in­sty­tucje wzię­ły taką in­for­ma­cję? Od pew­ne­go, by­łe­go pra­cow­ni­ka te­le­wi­zji pol­skiej, pana G., ko­le­gi, któ­ry pry­wat­nie jest ko­le­gą mał­żon­ki pana Zio­bry. Któ­ry po­szedł do… z taką re­we­la­cją. Nie wiem, skąd on tę re­we­la­cję wziął. Po czym pani Ko­tec­ka po­szła do jed­nej i do dru­giej służ­by. Każ­da z tych służb wsz­czę­ła spra­wy. Słu­cha­no mo­ich te­le­fo­nów z ta­kim za­gęsz­cze­niem, aż te­le­fon prze­ry­wał mi po­łą­cze­nia, kie­dy dzwo­ni­łem.

Po­nie­waż ja mam swo­je ja­kieś tam źró­dła in­for­ma­cji w służ­bach spe­cjal­nych i w po­li­ty­ce, i to my­ślę, że cał­kiem nie­złe, to ko­le­ga mój za­ufa­ny, wie­lo­let­ni zna­jo­my, wy­so­kiej ran­gi ofi­cer cen­tral­ne­go biu­ra śled­cze­go za­dzwo­nił do mnie, ta­kim ka­na­łem po­wiedz­my, któ­re­go się nie da pod­słu­chać, ta­kim tyl­ko na­szym… Mówi do mnie: „Słu­chaj, przy­jedź w to miej­sce, co za­wsze”. Umó­wi­li­śmy się chy­ba na pierw­szą. Ja przy­jeż­dżam, on po­ka­zu­je mi do­ku­ment. Mówi: „Po­patrz, prze­czy­taj so­bie”.

To była no­tat­ka spo­rzą­dzo­na przez ofi­ce­ra cen­tral­ne­go biu­ra śled­cze­go za­rzą­du w War­sza­wie, z gang­ste­rem, człon­kiem zor­ga­ni­zo­wa­nej gru­py prze­stęp­czej, któ­ry sie­dział w aresz­cie. I z tej no­tat­ki wy­ni­ka­ło, że on w za­mian za współ­pra­cę, za zła­go­dze­nie kary, bę­dzie ujaw­niał, z kim han­dlo­wał nar­ko­ty­ka­mi. Wy­mie­niał tam ja­kieś na­zwi­ska, pseu­do­ni­my głów­nie ze świa­ta prze­stęp­cze­go, część mi zna­na, część nie. Ja tak pa­trzę, prze­czy­ta­łem tę no­tat­kę i mó­wię: „Słu­chaj, ale po co mi to da­jesz?”. A on mówi: „Te­raz so­bie prze­czy­taj dru­gą no­tat­kę”.

Dru­ga od pierw­szej róż­niła się tyl­ko jed­ną rze­czą. Mia­no­wi­cie w gro­nie tych osób zna­la­zło się moje na­zwi­sko. Tych, z któ­ry­mi han­dlo­wał. Han­dlo­wał w nie­usta­lo­nym cza­sie, w nie­usta­lo­nym miej­scu, z nie­usta­lo­ny­mi oso­ba­mi, na szko­dę nie­usta­lo­nych osób. Za­drża­łem wte­dy, opi­su­ję to pań­stwu w książ­ce. Ci­śnie­nie to mi chy­ba sko­czy­ło do czte­ry­stu, no bo je­że­li by ten fa­cet to ze­znał na pro­to­kół, to już do mnie o szó­stej rano wpa­dła­by ja­kieś służ­by i pew­nie po­szedł­bym sie­dzieć. A je­śli jesz­cze by się oka­za­ło, że zna­le­zio­no by dru­gie­go w in­nym aresz­cie, któ­ry ze­zna­wał­by, że rze­czy­wi­ście, sam nie sły­szał, ktoś mu mó­wił, ale nie wia­do­mo kto, że chcia­łem pół mi­lio­na od pana Zio­bry wy­łu­dzić… Mó­wiąc, nie­zła sztu­ka pół­to­rej bań­ki od pana Zio­bry wy­łu­dzić… To pew­nie dzi­siaj za­miast roz­ma­wiać tu­taj z pań­stwem w tak za­cnym gro­nie, sie­dział­bym so­bie w kry­mi­na­le pod za­rzu­ta­mi ta­ki­mi, ja­kich jest dużo.

Osta­tecz­nie mój ko­le­ga, z któ­rym mam re­la­cje bar­dziej przy­ja­ciel­skie, niż ko­le­żeń­skie po­wie­dział: „Słu­chaj, będę trzy­mał rękę na pul­sie i w ra­zie cze­go cię ostrze­gę”. Mamy swój spo­sób ko­mu­ni­ko­wa­nia się. To było jed­no z ta­kich zda­rzeń.

Dru­gie to te ope­ra­cje wsz­czę­te przez CBA i ABW, gdzie po tych ze­zna­niach, do­no­sach w za­sa­dzie, pana G. i pani Ko­tec­kiej, uru­cho­mio­no całą la­wi­nę tech­ni­ki ope­ra­cyj­nej, czy­li pod­słu­chy te­le­fo­nicz­ne, czy­li kon­tro­la ko­re­spon­den­cji, kon­tro­la e-ma­ili. Po­sta­no­wi­łem spraw­dzić, czy rze­czy­wi­ście je­stem pod­słu­chi­wa­ny, ja­kiś taki do­wód na to zdo­być. Po­my­śla­łem, że pew­nej pro­wo­ka­cji do­ko­nam. Za­dzwo­ni­łem do mo­jej sio­stry i mó­wię ta­kim beł­ko­tli­wym gło­sem: „Ha­necz­ko, ko­cha­nie, mu­szę ci coś po­wie­dzieć. Je­stem strasz­nie pi­ja­ny, wsia­dłem do sa­mo­cho­du, nie mogę wy­trzy­mać. Nie wiem, jak do­ja­dę, bo boję się, że mnie zła­pią”. Na­ga­da­łem ta­kich głu­pot, chy­ba przez trzy­dzie­ści se­kund.

Nie­ca­ła mi­nu­ta mi­nę­ła, a już wi­dzę za sobą ra­dio­wóz na ko­gu­tach. Za­jeż­dża­ją mi dro­gę, dwóch sym­pa­tycz­nych pa­nów: „Dzień do­bry, za­pra­sza­my, pro­szę dmu­chać”. Ja dmu­cham, a tam 0.0. Fa­cet mówi: „Ale jak to, prze­cież pan jest pi­ja­ny”. Py­ta­nie, skąd on to wie­dział, sko­ro wi­dzie­li­śmy się pierw­szy raz.

Rów­no­le­gle za­czę­to mi przy­sy­łać róż­nych pro­wo­ka­to­rów. Jed­ną agen­cję pia­row­ską, któ­ra mi wprost zło­ży­ła pro­po­zy­cję: „Słu­chaj, my ci za od­stą­pie­nie od pu­bli­ka­cji tej książ­ki za­pła­ci­my kwo­tę…”. Tu­taj duża kwo­ta pa­dła. „Płat­ni­kiem bę­dzie spół­ka skar­bu pań­stwa”. Gdy­bym wie­rzył w pro­ku­ra­tu­rę, w sądy, w pra­wo­rząd­ność, za­wia­do­mił­bym pro­ku­ra­tu­rę, bo prze­cież to jest ewi­dent­ne prze­stęp­stwo pró­by de­frau­da­cji pań­stwo­wych pie­nię­dzy, jako for­ma prze­kro­cze­nia upraw­nień, no nie wia­do­mo przez kogo, bo jesz­cze nie za­py­ta­łem z grzecz­no­ści, z czy­je­go po­le­ce­nia ten wła­ści­ciel agen­cji pia­row­skiej, ale bar­dzo zna­nej, do mnie przy­cho­dzi.

Wiem od mo­ich zna­jo­mych, do któ­rych róż­ni lu­dzie dzwo­ni­li i się zgła­sza­li z po­trze­bą wy­do­by­cia ja­kiejś wie­dzy na mój te­mat. By­łem na­praw­dę bar­dzo szczę­śli­wy, jak już do­wie­dzia­łem się od wy­daw­cy mo­jej książ­ki, pana Krzysz­to­fa So­bie­ra­ja, któ­ry od lat wy­da­je tyl­ko dwóch au­to­rów. Mnie i Wal­de­ma­ra Ły­sia­ka, że już ta książ­ka tra­fi­ła do księ­garń. Do­wie­dzia­łem się tego trzy dni temu i mam świę­ty spo­kój, przy­naj­mniej te dzia­ła­nia ja­koś ze­lża­ły.

To taka cie­ka­wost­ka, że jak się do­wie­dzia­łem, ale to z pew­nych źró­deł w swo­ich służ­bach, to w CBA tę ope­ra­cję do­ty­czą­cą in­wi­gi­la­cji mnie, pro­wa­dził oso­bi­ście wi­ce­szef biu­ra, pan Ocie­czek, a w ABW wi­ce­szef agen­cji, pan Loba, czy­li już tak wy­so­ko, że w za­sa­dzie wy­żej już być nie może.

Jak już książ­ka wy­szła, wy­sła­łem li­sty po­le­co­ne do tych pa­nów z proś­bą o za­koń­cze­nie tej kon­tro­li ope­ra­cyj­nej, po­in­for­mo­wa­nie mnie o wy­ni­kach. Oni zgod­nie z ko­dek­sem po­stę­po­wa­nia ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go mają 14 dni na udzie­le­nie mi od­po­wie­dzi. Je­stem bar­dzo cie­kaw, co mi od­po­wie­dzą. Jesz­cze nie mi­nę­ło.

· · ·

Iluzja

Ży­je­my w cza­sach wiel­kiej mi­sty­fi­ka­cji, gdzie wol­ność, pra­wo, spra­wie­dli­wość, uczci­wość, ho­nor to pu­ste ter­mi­ny, gdzie sil­niej­si, ma­ją­cy wię­cej wła­dzy i pie­nię­dzy pi­szą pod pu­bli­kę sce­na­riu­sze, gdzie ma­ni­pu­la­to­rzy, ilu­mi­na­ci sys­te­mu kłam­stwa kreu­ją spo­łe­czeń­stwu fał­szy­wą rze­czy­wi­stość. Gdzie fałsz na­zy­wa się praw­dą, a praw­dę zo­wie się fał­szem.

Globalny terroryzmem

Ży­je­my w świe­cie glo­bal­ne­go ter­ro­ry­zmu. Ter­ro­ry­zmu rzą­do­we­go, par­tyj­ne­go, kor­po­ra­cyj­ne­go. To nie ho­dow­cy kóz z ka­ra­bi­na­mi w rę­kach, z bom­ba­mi w re­kla­mów­kach czy kom­pu­te­ro­wi ha­ke­rzy są rze­czy­wi­sty­mi ter­ro­ry­sta­mi, lecz lu­dzie ze świa­ta po­li­ty­ki i biz­ne­su, osob­ni­ki zaj­mu­ją­ce wy­so­kie urzę­dy w pań­stwie, za­sia­da­ją­cy w za­rzą­dach naj­więk­szych kor­po­ra­cji i ban­ków. Bez po­par­cia i fun­du­szy tych­że in­sty­tu­cji, ter­ro­ryzm, ten na dole, ten wi­docz­ny, ten, któ­ry nam się po­ka­zu­je w me­diach, umarł­by śmier­cią na­tu­ral­ną, al­bo­wiem bez pie­nię­dzy nie kupi się bro­ni, amu­ni­cji, bez po­mo­cy wpły­wo­wych osób nie prze­pro­wa­dzi się skom­pli­ko­wa­nych, za­pla­no­wa­nych na wiel­ką ska­lę dzia­łań.

Han­del nar­ko­ty­ka­mi, na­rzą­da­mi, ko­bie­ta­mi i dzieć­mi, te przy­no­szą­ce ol­brzy­mie pie­nią­dze bran­że ist­nie­ją wy­łącz­nie dzię­ki tym­że po­li­tycz­nym i fi­nan­so­wym ma­fiom. Trze­ba być do­praw­dy na­iw­nym, żeby uwie­rzyć w ba­jecz­kę o nie­uchwyt­nych prze­stęp­cach, być isto­tą nie­my­ślą­cą, żeby nie uzmy­sło­wić so­bie, jak wiel­ką prze­wa­gę nad ban­dy­ta­mi mają pań­stwa jako zbio­ro­wi­ska sku­pia­ją­ce w so­bie służ­by spe­cjal­ne po­roz­sie­wa­ne po ca­łym świe­cie, taj­ne agen­cje rzą­do­we i po­za­rzą­do­we, po­li­cję i woj­sko wspie­ra­ne za­awan­so­wa­ną tech­no­lo­gią. Gdy­by rze­czy­wi­ście chcia­no raz na za­wsze po­zbyć się prze­stęp­czo­ści zor­ga­ni­zo­wa­nej i uru­cho­mio­no tę ol­brzy­mią, wszech­świa­to­wą ma­szy­ne­rię prze­ciw­ko ban­dy­tom, to taka wal­ka po­trwa­ła­by za­le­d­wie kil­ka mie­się­cy, bo nie by­ło­by z kim dłu­żej wal­czyć.

Nie­ste­ty jak po­ka­zu­je rze­czy­wi­stość, jak ujaw­nia­ją od cza­su do cza­su me­dia, nie­rzad­ko w prze­stęp­czą dzia­łal­ność za­mie­sza­ni są lu­dzie z pierw­szych stron ga­zet. Po­li­ty­cy, biz­nes­me­ni, a na­wet ar­mia Sta­nów Zjed­no­czo­nych (prze­myt nar­ko­ty­ków, han­del ko­bie­ta­mi i dzieć­mi). Jak wo­bec tego my, zwy­kli lu­dzie, po­zba­wie­ni od­po­wied­nich środ­ków i na­rzę­dzi do wal­ki z ban­dzio­ra­mi, mamy po­ra­dzić so­bie z tymi pa­to­lo­gia­mi, sko­ro swój po­czą­tek bio­rą w gru­pach spra­wu­ją­cych wła­dzę? Prze­cież sami na sie­bie nie będą do­no­sić. Do­bro­wol­nie nie zre­zy­gnu­ją z kury zno­szą­cej zło­te jaja.

Straszenie terro­ry­zmem, czy­li na­rzę­dzie pro­pa­gan­dy

Przy­pa­trz­my się świa­to­wym rzą­dom. Po­słu­chaj­my wy­po­wie­dzi po­li­ty­ków, któ­rzy roz­po­wia­da­ją za po­mo­cą me­diów, że wal­czą z ter­ro­ry­zmem, z cy­ber­prze­stęp­czo­ścią, a tym­cza­sem za na­szy­mi ple­ca­mi, wdra­ża­ją no­wo­cze­sne tech­no­lo­gie słu­żą­ce in­wi­gi­la­cji, ma­ją­ce na celu kon­tro­lo­wa­nie spo­łe­czeń­stwa, uchwa­la­ją­cy usta­wy po­zwa­la­ją­ce w każ­dej chwi­li wtar­gnąć służ­bom spe­cjal­nym do czy­je­goś domu, prze­szu­kać go i za­trzy­mać jego miesz­kań­ców pod pre­tek­stem wal­ki z ter­ro­ry­zmem.

A więc każ­dy z nas, naj­mniej win­ny, naj­bar­dziej uczci­wy czło­wiek z dnia na dzień może zo­stać ter­ro­ry­stą lub prze­stęp­cą, np. han­dla­rzem nar­ko­ty­ków, taj­nym agen­tem ob­cych mo­carstw, czy też w przy­pad­ku męż­czyzn – pe­do­fi­lem – albo osta­tecz­nie nie­zrów­no­wa­żo­nym psy­chicz­nie czło­wie­kiem, co po­zwa­la „wła­dzy” w świe­tle pra­wa od­izo­lo­wać wa­ria­ta od zdro­we­go spo­łe­czeń­stwa. A do­wo­dy? Każ­dy do­wód moż­na spre­pa­ro­wać, a od­po­wied­nie­go świad­ka ku­pić, czy to za pie­nią­dze, czy też za obiet­ni­cę, np. wcze­śniej­sze­go wyj­ścia z wię­zie­nia (w przy­pad­ku „świad­ka”-więź­nia).

Stawanie się terrorystą

Aby stać się ter­ro­ry­stą, prze­stęp­cą lub wa­ria­tem wy­star­czy być uczci­wym czło­wie­kiem i gło­sić praw­dę, mó­wić o rze­czach nie­wy­god­nych par­tiom rzą­dzą­cych, a na­wet być pa­trio­tą z krwi i ko­ści, a więc bro­nić sło­wem lub czy­nem swo­jej oj­czy­zny i swo­ich ziom­ków. Są bo­wiem na świe­cie, jak się oka­zu­je, rów­ni i rów­niej­si, np. na­ro­dy uprzy­wi­le­jo­wa­ne, na któ­re nie moż­na po­wie­dzieć złe­go sło­wa, i te, po któ­rych moż­na dep­tać i pluć na nie. Je­śli na­le­ży­cie do tych pierw­szych to czuj­cie się bez­piecz­nie, wszel­kie me­dia Wam sprzy­ja­ją, a gru­py rzą­dzą­ce są Wam przy­chyl­ne, je­śli zaś do dru­gich to je­ste­ście po­ten­cjal­ny­mi ter­ro­ry­sta­mi, któ­rych na­le­ży ob­ser­wo­wać, a kie­dy zaj­dzie taka po­trze­ba, usu­nąć w taki czy w inny spo­sób. Np. za­mknąć w wię­zie­niu, w za­kła­dzie dla obłą­ka­nych, albo upo­zo­ro­wać nie­szczę­śli­wy wy­pa­dek, albo osta­tecz­nie po­móc Wam w sa­mo­bój­stwie… to za­wsze w mo­dzie i, nie­rzu­ca­ją­ce na ni­ko­go po­dej­rzeń.

Elektroniczni judasze

Nie­wie­le jest dziś elek­tro­nicz­nych urzą­dzeń, szcze­gól­nie te­le­fo­nów, kom­pu­te­rów i ta­ble­tów, któ­re nie mia­ły­by wbu­do­wa­nych urzą­dzeń lub pro­gra­mów szpie­gu­ją­cych. Włą­cza­ją­ce się sa­mo­czyn­nie mi­kro­fo­ny i ka­me­ry, ar­chi­wi­zu­ją­ce na­sze dane dys­ki twar­de, furt­ki w opro­gra­mo­wa­niu słu­żą­ce „rzą­do­wym” ha­ke­rom do wła­mań bez na­szej wie­dzy, to coś tak nor­mal­ne­go, tak oczy­wi­ste­go, że aż strach po­my­śleć, jak mało osób zda­je so­bie z tego spra­wę. A prze­cież chwa­lą się tym pu­blicz­nie na­wet służ­by ame­ry­kań­skie i izra­el­skie, tłu­ma­cząc się oczy­wi­ście wal­ką z ter­ro­ry­zmem, pod­czas gdy…

Gdy inwigilowany jest uczci­wy czło­wiek.

Ktoś za­pew­ne po­wie: „Sko­ro uczci­wy, to prze­cież nie ma nic do ukry­cia”, ale nie ozna­cza to jesz­cze, że ma coś do po­ka­za­nia. Coś, czym chciał­by się dzie­lić z pod­glą­da­cza­mi. Nie ozna­cza to rów­nież, że wol­no bez­kar­nie ko­go­kol­wiek śle­dzić, re­je­stro­wać jego roz­mo­wy, fil­mo­wać jego pry­wat­ne ży­cie, zbie­rać o nim wszel­kie dane, któ­re mogą zo­stać w przy­szło­ści wy­ko­rzy­sta­ne prze­ciw­ko nie­mu w ja­kimś nie­uczci­wym celu. Bo prze­cież nie­uczci­wy pod­glą­dacz nie może być uczci­wym czło­wie­kiem (or­ga­ni­za­cją), a za­tem wszyst­kie­go moż­na się po nim spo­dzie­wać.

Naj­strasz­niej­sze jest jed­nak to, że lu­dzie zo­sta­li już tak bar­dzo zma­ni­pu­lo­wa­ni przez sze­rzą­cą się pro­pa­gan­dę wszel­kich grup ter­ro­ry­stycz­nych, że co nie­któ­rzy uwie­rzy­li w słusz­ność in­wi­gi­la­cji i do­bro­wol­nie zgo­dzi­li się od­dać część swo­jej wol­no­ści w imię fał­szy­wej idei bez­pie­czeń­stwa. Po­zwa­la­ją się na­wet czi­po­wać. Ilu za­czi­po­wa­nych le­gal­nie i nie­le­gal­nie lu­dzi pod­da­wa­nych jest cią­głej kon­tro­li cia­ła i umy­słu? Trud­no po­wie­dzieć. Przy­szłość pew­nie kie­dyś poda te cy­fry i świat się o tym do­wie, ale wte­dy może być już za póź­no…

· · ·

Uka­za­ny we wpi­sie przy­kład do­ty­czą­cy książ­ki o Zbi­gnie­wie Zio­brze, mi­ni­strze (nie)spra­wie­dli­wo­ści, uka­zu­je nam, jak nie­bez­piecz­nym za­ję­ciem może być dzien­ni­kar­stwo czy pi­sar­stwo w ogó­le. Jak groź­ne mogą być kon­se­kwen­cje gło­sze­nia praw­dy oraz w jaki spo­sób Sys­tem się bro­ni i ja­kich środ­ków uży­wa, żeby za­tu­szo­wać nie­wy­god­ne fak­ty.

Może by­ło­by to nie­istot­ne, gdy­by dzia­ło się to wszyst­ko za oce­anem, na ob­cym kon­ty­nen­cie, ale te rze­czy dzie­ją się w Pol­sce. W kra­ju, w któ­rym po­dob­no (tak gło­si pro­pa­gan­da) lu­dzie bę­dą­cy u ste­rów kie­ru­ją się pa­trio­ty­zmem i spra­wie­dli­wo­ścią. W kra­ju, z któ­re­go wy­szło wie­lu wy­bit­nych lu­dzi. W kra­ju, któ­ry tyle wy­cier­piał i dla wol­no­ści któ­re­go umie­ra­li w boju nasi przod­ko­wie. Cie­kaw je­stem co oni so­bie te­raz my­ślą, pa­trząc gdzieś tam z góry, na ze­psu­cie mo­ral­ne po­li­ty­ków, na prze­kup­nych urzęd­ni­ków, na szkod­ni­ków pol­skich i całą tę swo­łocz kla­sy rzą­dzą­cej, wy­wo­dzą­cej się z pro­le­ta­ria­tu i nie­rzad­ko o nie­po­lskich ko­rze­niach?

Ilu z tych tzw. oby­wa­te­li pol­skich, zaj­mu­ją­cych waż­ne urzę­dy w kra­ju, z ręką na ser­cu i pu­blicz­nie może się po­chwa­lić pol­skim ro­do­wo­dem, po­wie­dzieć od­waż­nie je­stem Po­la­kiem z dzia­da pra­dzia­da, a do tego pa­trio­tą i prę­dzej zgi­nę, niż od­dam swo­ją oj­czy­znę na pa­stwę ob­cych na­cji i wro­gów Pol­ski.

Są­dzę, że ta­kich uczci­wych, wręcz bo­ha­ter­skich i god­nych za­ufa­nia urzęd­ni­ków pań­stwo­wych jest jak na le­kar­stwo, bo po pierw­sze, więk­szość z nich to far­bo­wa­ne lisy pod­szy­wa­ją­ce się pod praw­dzi­wych Po­la­ków, a po dru­gie… „po owo­cach ich po­zna­cie”… A nie­ste­ty owo­ce, któ­re od wie­lu, wie­lu lat wy­da­ją, są prze­gni­łe i mają po­smak pio­łu­nu…

Bo cho­re drze­wo ni­g­dy, prze­nig­dy nie wyda zdro­wych owo­ców. A z chwa­stem wal­czy się za po­mo­cą kosy, a nie pie­lę­gnu­je go i wie­rzy na­iw­nie, że pew­ne­go dnia zro­dzi raj­skie jabł­ko.

 

Materiał połączony: Ja, czyli kto?

 

Radomir Gelhor